Piosenka „Miasteczko Bełz”

For English, please scroll down.

Miasto Bełz, źródło: Express Poranny 1939/166, 18.06.1939, s. 13; English: The town of Bełz, source: Express Poranny 1939/166, June 18, 1939, p. 13
Miasto Bełz, źródło: Express Poranny 1939/166, 18.06.1939, s. 13; English: The town of Bełz, source: Express Poranny 1939/166, June 18, 1939, p. 13

Piosenka „Miasteczko Bełz”

W toku badań nad spuścizną prawniczą Jana Brzechwy (nr umowy 2018/29/B/HS5/02729), ujawnił się opis wyroku Sądu Okręgowego we Lwowie, niespotykanego w innych źródłach. Jest to wyrok mający znaczenie dla ważnej, do dziś wykonywanej pieśni żydowskiej „Miasteczko Bełz” (Mein Sztetełe Bełz, jid. ‏מײַן שטעטעלע בעלז‎). Dlatego warto podzielić się tym odkryciem w internecie, udostępniając znalezisko chociażby dla badaczy zajmujących się kulturą żydowską.

Prawnik Jan Brzechwa

Jan Brzechwa, znany przed wojną jako Jan Lesman, był polskim prawnikiem pochodzenia żydowskiego, urodzonym i wychowanym w spolonizowanej, inteligenckiej rodzinie. Przed drugą wojną światową posługiwał się pseudonimem Jan Brzechwa w swojej działalności poetyckiej – zresztą pseudonimem, który zaproponował mu jego kuzyn, znany poeta Bolesław Leśmian. W 1946 r., przeżywszy drugą wojnę światową w Warszawie i Łodzi, Jan Lesman zmienił nazwisko na Brzechwa w oficjalnych rejestrach, m.in. w swojej teczce osobowej w Radzie Adwokackiej w Warszawie. Fakt, że Jan Lesman nie trafił do getta i przeżył wojnę, w dostępnych źródłach kojarzy się m.in. z anegdotą na temat tego, że był zbyt zakochany, aby obawiać się hitlerowskich okupantów (przez co traktowali go jako niepoczytalnego). Prawie zginął jednak z rąk polskich powstańców w 1944 roku, z powodu jakiegoś nieporozumienia (ciekawe opisy tych wydarzeń znalazły się w biografii „Brzechwa nie dla dzieci” autorstwa Mariusza Urbanka (Warszawa, 2013), książce opartej na wspomnieniach tamtych wydarzeń).

W okresie 1926-1939, pomiędzy uchwaleniem polskiej ustawy z dnia 29 marca 1926 r. o prawie autorskim (Dz.U. 1926 nr 48 poz. 286), a wybuchem drugiej wojny światowej, Jan Brzechwa został ekspertem prawa autorskiego o światowej renomie. Reprezentował strony przed polskimi sądami jako adwokat, najczęściej po stronie autorów w sądach karnych przeciwko oskarżonym prywatnie naruszycielom, a także z ramienia ZAiKS (dzisiaj znanej jako największa w Polsce organizacja zbiorowego zarządzania prawami autorskimi). Ze względu na to, że prowadził wiele spraw o naruszenia praw autorskich, mógł przesyłać ich opisy do czasopism, m.in. do wydawanych po francusku „Le Droit d’Auteur” i „Inter Auteurs” oraz włoskiego „Il diritto di autore”. Miało to miejsce w latach 1931-1938.

Po zestawieniu i zbadaniu doniesień warszawskiego adwokata zauważyć można, że niektóre z opisywanych procesów były szeroko omawiane w prasie, pozwalając na weryfikację doniesień Brzechwy z jednej strony i samodzielne opisanie tych procesów (bez znajomości pism Brzechwy), z drugiej. Jednak jedna z tych spraw jest wyjątkowa, ponieważ Brzechwa przedstawił jej być może najdokładniejszy, dostępny do dzisiaj, opis.

Opis procesu w „Il diritto di autore” (IDA) z 1937

Jak można dowiedzieć się z „Il diritto di autore” z 1937 r. (źródło dostępne jest we włoskich archiwach cyfrowych http://digitale.bnc.roma.sbn.it), w dniu 9 marca 1937 r. Sąd Okręgowy we Lwowie umorzył sprawę karną (VI I K 21/36) o naruszenie praw autorskich poprzez publikację piosenki „Miasteczko Bełz” (1). Oskarżał Alexander Olschanetzky, który wydał piosenkę w Nowym Jorku, a oskarżonymi byli, według doniesienia Jana Brzechwy, panowie Licht i Kuryłowicz. Licht występował jako autor muzyki. Naruszycielska publikacja miała nastąpić w wydawnictwie „Pro arte” we Lwowie w 1935 r. Porównując opis Jana Brzechwy z zachowanym wycinkiem prasowym (2), można mieć wątpliwości, czy pan A. Kuryłowicz był autorem słów (jak u Brzechwy), czy wydawcą. W wycinku prasowym pojawiają się jeszcze dodatkowi oskarżeni: Stanisław Krebs jako wydawca i pan Perec, jako autor muzyki. Nazwisko Licht w wycinku zostało zapisane jako „Lis”, co może wynikać z faktu robienia relacji „ze słuchu”. Imiona oskarżonych muzyków są nieznane.

Lwowscy autorzy uniewinnieni

Sąd karny powołał w sprawie biegłych, którzy mieli rozstrzygnąć, czy piosenka Lichta była kopią piosenki Olschanetzky’ego. Uznano, że obie piosenki są połączeniem znanych od dawna żydowskich pieśni ludowych oraz, że są między nimi różnice. Zdaniem biegłych, wersja amerykańskiego kompozytora miała być bardziej zręczna. Wersja oskarżonego Lichta miała się mieć gorszą strukturę oraz różnić się od niej tonalnością i rytmem. Sąd uznał, że obie piosenki były za mało oryginalne i zbyt mocno oparte na znanych motywach, aby któremuś z nich przyznać ochronę autorską. W tym zakresie pomiędzy notatką prasową z krakowskiego „Nowego Dziennika”, a relacją Jana Brzechwy, nie ma różnic. Proces miał być długi i przesłuchano kilku biegłych, który znawczo wypowiadali się na temat kompozycji obu dzieł. Sąd uniewinnił oskarżonych, zauważając, po pierwsze, różnice pomiędzy utworami oraz, po drugie, fakt inspirowania się przez obu autorów żydowskim folklorem (powiedzielibyśmy dziś – należącym do domeny publicznej).

Jan Brzechwa nie zgadzał się z tym wyrokiem. Trudno powiedzieć, na jakie argumenty powoływał się w sądzie, jeśli faktycznie reprezentował Alexandra Olschanetzky’ego w procesie (co należy uznać za prawdopodobne). W swojej publikacji dla „Il diritto di autore” krytykował wyrok, porównując polską regulację do ustawy włoskiej.

Inne źródła

W komentarzu Brzechwy do ustawy o prawie autorskim, złożonym do druku w 1939 r., ale niewydanym ze względu na wybuch wojny, istnieje wzmianka o orzeczeniu w podobnej – a jednocześnie jakże różnej – sprawie: „Melodia „Horst-Wessel-Lied”, złożona z różnych motywów popularnych, wywierająca na tłumy potężne wrażenie i budząca w nich uczucia szczególnie żywe, winna korzystać z ochrony prawnej jako opracowanie, zwłaszcza, iż nie była ona dotychczas w tej postaci znana. (S. K. niemiecki, z dn. 2.XIII, 1936, D. A. 1937, str. 129)” (3). Jan Brzechwa bliżej nie uzasadnił, dlaczego to orzeczenie znalazło się w jego zestawieniu. Trzeba jednak przyznać, że liczba tez orzeczeń zagranicznych, głównie francuskich, przekraczała w jego opracowaniu liczbę orzeczeń polskich. Można przypuszczać, że umieścił w książce po prostu wszystkie tezy orzeczeń dotyczących prawa autorskiego, jakie posiadał.

Jest prawdopodobne, że zamieszczony we włoskiej prasie opis międzynarodowego procesu o prawa do piosenki „Miasteczko Bełz”, przygotowany przez Jana Brzechwę, jest dokładniejszym źródłem informacji, niż krótki i niepotwierdzony gdzie indziej wycinek prasowy z „Nowego Dziennika”. Poza tym, niewyjaśnione jest, kto dokonał przeróbki piosenki w warszawskim getcie na pieśń „Warszawo ma”. W internecie krążą kontrowersje na ten temat, dlatego temat jest wart bliższego zbadania i spopularyzowania przez kwalifikowanych specjalistów.

Przypisy:

(1) J. Lesman, Il diritto d’autore in Polonia, IDA 1937, s. 209-221.

(2) Nowy Dziennik (Kraków), 1937/71, 12.03.1937, s. 13.

(3) J. Lesman (J. Brzechwa), Prawo autorskie. Komentarz, Praca złożona do druku w 1939 r., nieopubl., zachowany w formie egzemplarza korektorskiego w domu prof. Jana Namitkiewicza w Milanówku i zwrócony autorowi po wojnie, s. 49.

***

The Song „Miasteczko Bełz” („Bełz Town”)

In the course of research on the legacy of Jan Brzechwa as a lawyer (contract number 2018/29/B/HS5/02729), we came across the judgment of the District Court in Lviv, not found in other sources. The judgment sheds light on the important, still performed Jewish song „Miasteczko Bełz” (Mein Sztetełe Bełz, Yiddish מײַן שטעטעלע בעלז). Therefore, the discovery is worth sharing on the internet, making it available, for example, to researchers of Jewish culture.

Jan Brzechwa, the lawyer

Jan Brzechwa, known before the war as Jan Lesman, was a Polish lawyer of Jewish origin, born and raised in a Polonized family of intellectuals. Before the Second World War, he used the pseudonym Jan Brzechwa in his poetry – a pseudonym proposed to him by his cousin, the well-known poet Bolesław Leśmian. In 1946, having survived the Second World War in Warsaw and Łódź, Jan Lesman changed his name to Brzechwa in official registers, incl. in his personal file at the Bar Council in Warsaw. The fact that Jan Lesman did not end up in the ghetto and survived the war is associated in available sources, among others, with an anecdote that he was too much in love to be afraid of the Nazi occupiers (which made him seem insane to anyone involved). However, he almost died at the hands of Polish insurgents in 1944, due to some misunderstanding (interesting descriptions of these events can be found in the biography titled „Brzechwa not for children” by Mariusz Urbanek (Warsaw, 2013), in a book based on memories of these events).

In the period 1926-1939, between the adoption of the Polish Act of March 29, 1926 on copyright (Journal of Laws 1926 No. 48 item 286) and the outbreak of World War II, Jan Brzechwa became a world-renowned copyright expert. He represented parties before Polish courts as an attorney, most often on the authors’ side in criminal courts against privately accused infringers, and also on behalf of ZAiKS (today known as the largest copyright collective management organization in Poland). Because Brzechwa conducted many copyright infringement cases, he was able to send their descriptions to magazines, including „Le Droit d’Auteur” and „Inter Auteurs” printed in French and the Italian „Il diritto di autore”. He published with such titles in 1931-1938.

After compiling and examining the reporting of the Warsaw lawyer, it may be noticed that some of the described court trials were widely discussed in the press, allowing for the Brzechwa’s reports to be verified, on the one hand, and for parallel description of these trials (without knowing Brzechwa’s writings), on the other hand. However, one of these cases is unique because Brzechwa gave, perhaps, the most accurate description available to date.

Description of the case in „Il diritto di autore” (IDA) of 1937

As provided by „Il diritto di autore” of 1937 (the source is available in Italian digital archives http://digitale.bnc.roma.sbn.it), on March 9, 1937, the District Court in Lviv discontinued the criminal case (VI I K 21/36) for infringement of copyright by publishing the song „Miasteczko Bełz” (1). Alexander Olschanetzky, who had released the song in New York, accused, according to a report by Jan Brzechwa, Mr. Licht and Mr. Kuryłowicz. Licht acted as a music writer. The infringing publication was to take place in the publishing house „Pro arte” in Lviv, in 1935. Comparing the description of Jan Brzechwa with the preserved press excerpt (2), one can doubt whether Mr. A. Kuryłowicz was the author of the words (as in Brzechwa’s report) or the publisher. There are additional accused listed in the press clip: Mr. Stanisław Krebs as the publisher and Mr. Perec as the author of the music. The surname Licht in the press excerpt has been spelled „Lis”, which may be due to the making of the account „by ear”. The first names of the accused musicians are unknown.

Lviv authors acquitted

The criminal court called in experts to decide whether Licht’s song was a copy of Olschanetzky’s song. It was recognized that the two songs are a combination of long-known Jewish folk songs and that there are differences between them. According to expert witnesses, the version of the American composer was supposed to be more skillful. The accused Licht’s version was supposed to have a worse structure and differ from it in terms of tonality and rhythm. The court found that both songs were not original enough and too strongly based on known motifs to substantiate granting copyright protection to any one of them. In this respect, there are no differences between the press release from „Nowy Dziennik” in Kraków and the account of Jan Brzechwa. The trial was supposed to be long and several expert witnesses were questioned, sharing knowledgeable opinions on the composition of both works. The court acquitted the accused, noting, first, the differences between the works and, second, the fact that both authors were inspired by Jewish folklore (we would say today – being musical works belonging to the public domain).

Jan Brzechwa did not agree with this judgment. It is difficult to say what arguments he relied on in court if he actually represented Alexander Olschanetzky (which should be considered probable). In his publication for „Il diritto di autore”, he criticized the verdict, comparing the Polish regulation to the Italian law.

Other sources

In Brzechwa’s commentary to the Copyright Act, submitted for publication in 1939, but not published due to the outbreak of the war, there is a mention of a similar – and, at the same time, a very different – case: „Melody of „Horst-Wessel-Lied”, composed of various popular motifs, impressing the crowds and evoking particularly vivid feelings in them, should benefit from legal protection as an elaboration, especially since it was not known in this form so far. (German Court of Cassation, dated 2.XIII.1936, D. A. 1937, p. 129)” (3) (translation from Polish – Ewa Fabian). Jan Brzechwa did not explain why this ruling was included in his book. It must be admitted, however, that the number of foreign judgments, mainly French, in this unprinted collection exceeded the number of Polish judgments. It may be assumed that Jan Brzechwa simply included in the book all the fragments of the copyright judgments that he owned.

It is probable that the description of the international trial for the protection of rights to the song „Miasteczko Bełz”, prepared by Jan Brzechwa, published in the Italian press, is a more accurate source of information than a short and unconfirmed press excerpt from „Nowy Dziennik”. Also, it remains unclear who transformed the song in question in the Warsaw ghetto into the song „Warszawo ma” („Oh, My Warsaw”). There is a controversy on this topic on the internet which makes it worth investigating and popularizing more closely by qualified specialists.

Footnotes:

(1) Lesman, J., Il diritto d’autore in Polonia, IDA 1937, pp. 209-221.

(2) Nowy Dziennik (Kraków), 1937/71, March 12, 1937, p. 13.

(3) Lesman, J., (Brzechwa J.), Copyright. Commentary, work submitted for publication in 1939, unpublished, preserved in the form of a proofreading copy in the house of prof. Jan Namitkiewicz in Milanówek and returned to the author after the war, p. 49.

Wolność prasy – przegląd źródeł i anegdota opisana przez Jana Brzechwę w Wiadomościach Literackich

Zdjęcie redakcji Wiadomości Literackich, Narodowe Archiwum Cyfrowe sygn. 3/1/0/11/1127
Zdjęcie redakcji Wiadomości Literackich, Narodowe Archiwum Cyfrowe sygn. 3/1/0/11/1127

Wstęp

Podczas analizowania zagadnienia kultury prawnej z punktu widzenia dorobku prawniczego Jana Brzechwy z okresu międzywojennego pojawia się zagadnienie wolności słowa. Nie było to wówczas pojęcie szczególnie często dyskutowane. Jest to zastanawiające, pamiętając o wadze, jaką Polacy przywiązywali przed drugą wojną światową do słowa pisanego, kiedy „czystość” twórczości polskich literatów trafiała do sądu karnego (jak opisywany przez Jana Brzechwę proces Boy-Beaupré, prowadzony m.in. przez mec. Gustawa Beylina, a kilka lat później sprawa Miriam-Pini, w której obok Beylina występował w roli adwokata Jan Brzechwa).

Procesom międzywojennym o puryzm literacki lepiej nie poświęcać wpisu na blogu; są to zagadnienia złożone i kontrowersyjne, a przez to wymagające dłuższej wypowiedzi. Warto jednak spokojnie i bez większej systematyzacji przyjrzeć się, jak odnosili się do zagadnienia wolności słowa obywatele tamtych czasów – szczególnie, że w opracowywanej publikacji dotyczącej Jana Brzechwy może zbraknąć miejsca na szersze omówienie zawiłości wolności słowa i prasy. Można jednak przy tej okazji przypomnieć jedną z opisanych przez Jana Brzechwę przed wojną anegdot.

Samodzielne publikacje

W publikacji „Wolność słowa i pisma” z 1929 r. brak słów o obywatelskiej wolności słowa w szerokim sensie. Autor (Henryk Cederbaum) poświęcił publikację przepisom dotyczącym wolności słowa w przepisach regulujących pracę adwokatury. Przytoczył art. 9 statutu Palestry Państwa Polskiego (1919), zgodnie z którym

„Adwokat przy wykonywaniu swoich obowiązków korzysta z wolności słowa i pisma”.

Proponowane nowe brzmienie tego przepisu w projekcie ustawy „o urządzeniu adwokatury” miało ograniczyć wolność słowa postulatem rzeczowości:

„Przy sprawowaniu swego zawodu adwokat korzysta z wolności słowa i pisma w granicach rzeczowej potrzeby”.

Cederbaum napisał w odpowiedzi na proponowaną treść tego przepisu:

„Nie, moi panowie, każdy adwokat, godny tego stanowiska, rządzić się będzie w obronie taktem, umiarkowaniem, ale też sumieniem i pożytkiem dla sprawy. Nie żadną rzeczową potrzebą. Sędziowie, zawaleni sprawami, nie znoszą długich mów i obywają się bez elokwencji, jeżeli krasomówstwo nie jest właśnie i przedewszystkiem sztuką opowiedzenia faktów i wyłożenia argumentów najważniejszych, najbardziej w oczy bijących. W obronie nieszczęśliwego, najgoręcej przekonany o słuszności mej sprawy, chcę głębię mojego przekonania wpoić, wtłoczyć w sumienie sędziego. I żadne mocne słowo mnie nie wstrzyma. I korzystać będę z mojej wolności, wolności przyrodzonej, wolności słowa.” (1)

Publikacja ta została wydana w roku po śmierci autora. (1) Fragment o „rzeczowej potrzebie” jako granicy wolności słowa adwokata znalazł się w art. 24 Prawa o ustroju adwokatury (1932) i art. 77 Prawa o ustroju adwokatury (1938), a sprawy z naruszenia tej wolności ścigane z oskarżenia prywatnego (jak zniewaga) co do zasady poddano drodze dyscyplinarnej, pozostawiając pozostałe zarzuty (publicznoskargowe) drodze sądowej i dyscyplinarnej. Inne niż zniewaga przestępstwa prywatnoskargowe mogły trafić do sądu za zgodą sądu przewodniczącego, gdzie korzystano z wolności słowa. 

O wolność słowa adwokatów nawoływać musiała Naczelna Rada Adwokacka w komunikacie nr 9 z 1936 r. po tym, jak adwokat został aresztowany i pozbawiony prawa wykonywania zawodu za treść wygłoszonej mowy obrończej, gdzie miał nadużyć wolności słowa. Celem zaadresowania tego problemu, NRA powołała specjalną komisję celem opracowania wniosków zmierzających do takiej interpretacji lub zmiany art. 24 Prawa o ustroju adwokatury i art. 48 k.k., aby wolność słowa i pisma przy wykonywaniu czynności adwokackich była należycie zapewniona.  (2)

Henryk Cederbaum wydał w roku 1916 publikację (określoną jako szkic, ale wciągającą jak powieść) pt. „Słowo i pismo wobec prawa”. Pisał tam o wolności prasy z punktu widzenia prawa rzymskiego:

„Jeżeli dzisiaj mamy sporo ludzi, fabrykujących wieści sensacyjne, a złe języki nazywają ich nietylko plotkarzami, lecz i reporterami, to patrycjusze rzymscy mieli swoich tak zwanych pasorzytów [sic!]”, (3)

zwracając uwagę na to, że zasięg „potwarzy” ustnej jest zupełnie inny, niż plotki prasowej. Technologię druku wiązał z koniecznością odmiennego uregulowania zniesławienia ustnego i pisemnego. Omawiając historię prasy od starożytnych afiszów, przypomniał, że słowo gazeta pochodzi od „gazetta” – nazwy drobnej monety weneckiej, gdzie w tyglu działalności wydawniczej XVII-wiecznej Wenecji wydawnictwa drukowane nazwano gazetami (s. 21).

Na brak wolności słowa miał narzekać często cytowany w tym kontekście Wolter:

„Bez pozwolenia królewskiego myśleć nie wolno”.

Autor publikacji z 1916 r. napisał, że na gruncie ustaw francuskich z 1819 r. nie było jasne, czy spadkobiercy mogli przed sądem dochodzić czci i honoru przodka – potwierdzić to musiał w tym roku sąd kasacyjny (s. 28). Na przełomie lat 1845-46 rozwinęła się we Francji tania prasa. Balzak miał powiedzieć o niej:

„Dzienniki będą podłe, sprzedajne, pełne kłamstw i oszczerstw; zabijać będą idee, systematy, ludzi i dzięki temu – zakwitną”. (3)

Wtedy też wprowadzono do prasy „feljeton w formie powieści, drukowanej częściowo z numeru na numer”. Autor omówił zagadnienie także w prawodawstwie polskim, szczególnie pochylając się nad sytuacją prawną w XVIII w. Przytoczył tam autor wypowiedź Antoniego Trębickiego z przedmowy do publikacji pt. „Prawo cywilne Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego”:

„Nic osobliwszego jak sprzeczność ducha praw naszych, które prawdziwie zagadką nie już trudną, ale do rozwiązania niepodobną być się zdają. Obok usilnej baczności na wolność bez granic, głęboka obojętność na niewolę najsroższą – owszem, upoważnienie onej licznemi ustawami, obok troskliwości o bezpieczeństwo honoru i życia, dobrowolne onych na los jednego widzimisię wystawienie; obok mocnej żądzy prędkiej sprawiedliwości – utwierdzone pieniactwo; obok jasności – liczne wybiegi; obok ducha tolerancji – srogość religii; – oto są niefałszowane rysy praw i ustaw Narodu Naszego” (3) s. 38-39

Cederbaum zauważył też, że w krajach Rzeczpospolitej nie istniała cenzura świecka, ale cenzura kościelna duchowieństwa rzymsko-katolickiego w XV w., od XVI w. mająca coraz szersze prawne podstawy, aż w XVII w. pojawił się w Krakowie pierwszy indeks ksiąg zakazanych. Pomstując na zanik oświaty w Polsce XVII i XVIII w., autor ubolewał nad stratą potencjału, jak wyrazili w swojej pracy Rej, Kochanowski, Górnicki i „tylu znakomitych mężów stanu” (s. 42). Autor omówił nawet historię polskiego dziennikarstwa – pierwsza gazeta ukazać się miała w 1661 r. pod tytułem:

„Merkuryusz polski ordynacyjny, dzieje polskiego świata w sobie zamykający dla informacyi pospolitej” (3)

Aleksandra Gorczyna. Merkuryusz przestał wychodzić tego samego roku. Prasa polska na stałe zagościła w historii dopiero od 1729 r. z czasopismem „Nowiny polskie” Jana Naumańskiego (potem „Kurjer polski”). Potem powstała „Gazeta Warszawska”, z połączenia wcześniejszych „Kurjera extraordynaryjnego warszawskiego” i „Wiadomości uprzywilejowanych warszawskich”. Pod koniec XVIII w. zdecydowano, aby obok cenzury duchownej utworzyć także cenzurę świecką – z ramienia konfederacji targowickiej pierwszym cenzorem został Jan Dodan, kanonik warszawski. Na tym autor swoją publikację – pracę o wydźwięku nieco antykościelnym – zakończył. (2)

Lwowski „Głos Prawa”

Zagadnienie wolności słowa na łamach lwowskiego „Głosu Prawa” pojawiało się głównie z kontekście wolności prasy. W 1932 r. stwierdziła tam jego redakcja:

„Prasa jest w nowoczesnej państwowości nieodzownym, prawowitym speakerem ludności — ale też, gdy się należycie zastanowimy, jest ona w tej samej mierze organem rządu: informuje i orjentuje rząd, jak społeczeństwo, służy im obu za pośrednika wymiany myśli publicznej, aktualnej. Niepodobna już wyobrazić sobie prawidłowego -bytu państwa bez w o l n e j  i szczerej prasy, albowiem bez niej nikt, a w szczególności rząd, nie wiedziałby, co się w państwie i w świecie dzieje, gdzie, co i jak zarządzić, zaradzić, przedsięwziąć, kędy i jak sprawami państwa pokierować.” (4) 

W szczególności ochronie, zdaniem redakcji, powinna podlegać satyra:

„Argument nie przestaje być argumentem, gdy budzi uśmiech: przeciwnie, ma wówczas tem większą oczywistość. Lecz uśmiech nie uśmierca, a jeno rozbraja, reflektuje, otwiera oczy, zniewala do wejścia w siebie — działa tedy nad wyraz zbawiennie. To też wielcy tego świata, ilekroć bywali zarazem wielkimi mędrcami, kwitowali satyrę i karykaturę zawsze uśmiechem wzajemnym, a nawet salutowali ją skinieniem wyrozumiałości. Wiedzieli bowiem, iż nic tak nie usprawiedliwia ironji i nic tak nie szkodzi powadze, jak wzięcie żartu na serjo i porwanie się na docinkarza z kijem.” (4)

Dr Anzelm Lutwak, redaktor lwowskiego „Głosu Prawa” (prawdopodobnie też autor powyższego tekstu), o wolności słowa wspomniał potem komentując treść projektu nowej konstytucji przyjętego z 26 stycznia 1934 r. Przepisy o wolności słowa trafiły tam na sam początek ustawy, z artykułu 104 konstytucji marcowej, w której prawo swobodnego wyrażania swoich myśli i przekonań mogły ograniczyć przepisy prawa:

„Każdy obywatel ma prawo swobodnego wyrażania swoich myśli i przekonań, o ile przez to nie narusza przepisów prawa”.

Dr Lutwak napisał o projekcie nowych praw w kontekście wolności obywatelskich, w argumentacji, którą najlepiej przytoczyć in extenso:

„Wśród 10-ciu artykułów rozdziału 1 (p. t. Rzeczpospolita Polska — Zasady ogólne) nie brak też oświadczeń takich, jak: że twórczość jednostki jest dźwignią życia zbiorowego, że „Państwo zapewnia obywatelom możność rozwoju ich wartości osobistych oraz wolność sumienia słowa i zrzeszeń, że granicą tych wolności jest dobro powszechne (art. 5) — że wartością wysiłku i zasług obywatela na rzecz dobra zbiorowego mierzone będą jego uprawnienia do wpływania na sprawy publiczne, że ani pochodzenie, ani płeć, ani narodowość nie mogą być powodem ograniczenia tych uprawnień (art. 7) (…) Zdawałoby się zatem, iż pomimo znacznie szczuplejszego miejsca, aniżeli w konstytucji marcowej, która obowiązkom i prawom obywateli poświęciła osobny rozdział V zawierający 38 artykułów — realizuje się w konstytucji nowej, prawdziwie wyrównawcza, praw ­dziwie „cywilna” sprawiedliwość społeczna, mogąca skutecznie przeciwważyć zapalczywe i zawistne, bo w samej rzeczy partyjne kolektywy państwowe na zboczach Rzeczypospolitej. yjne kolektywy państwowe na zboczach Rzeczypospolitej. ..Niestety jednak — Konstytucja styczniowa tego marzenia nie spełnia, a nawet spełnieniu go stawia nieprzebyte zapory. Głównie i zasadniczo przez to, że konstruuje pojęcie Państw a nietylko jako „wspólne dobro wszystkich obywateli (…), ale zarazem jako m o c jakąś wyższą, różną zgoła i wyodrębnioną od społeczeństwa, a decydującą wszechwładnie o losach ogółu obywateli. Objawia się to zarówno formalnie w zwrotach takich, jak: Państwo zapewnia.. Państwo dąży… Państwo nadaje życiu społecznemu kierunek, normuje jego warunki, określa zadania życia zbiorowego, stosuje środki przymusu. (…).”. (5)

Także na łamach „Głosu Prawa” z 1934 r. pojawił się artykuł „O wolność prasy” prof. Stefana Glasera, adwokata z Warszawy.

Zdjęcie Stefana Glasera
adw. prof. Stefan Glaser, Narodowe Archiwum Cyfrowe sygn. 3/1/0/10/177

Glaser nie traktował zagadnienia jako prawne, ale prawne i polityczne, nie mogąc do końca dojść do konkluzji, czy bardziej prawne, czy polityczne. Trafnie zauważył, że prawo deklarowane nie zawsze odzwierciedla faktyczną wolność prasy:

„Mówiąc o stanowisku ustawodawstwa, należy jednocześnie zaznaczyć i to z całym naciskiem, że ustawodawstwo nie jest w tym przedmiocie czynnikiem decydującym” (6) (s. 368).

Dalej zwrócił uwagę:

„Wszelkie dyktatury mają to do siebie, że nawet najbardziej liberalne prawo, które nieraz zachowują dla celów propagandowych, potrafią stosować i tłumaczyć zgodnie z własnym interesem, potrafią z niego uczynić środek do pozbawienia ludności najświętszych praw, li tylko w tym celu, by zabezpieczyć, utrwalić własne stanowisko.” (6) (s. 369).

„Przeżywamy obecnie okres wrogi dla wszelkiej wolności, dla wszelkiego swobodnego przejawu ducha ludzkiego. Autorytet, władza — znaczy wszystko, jednostka, obywatel niema prawa samodzielnie czuć i myśleć, ma być posłusznem narzędziem w ręku władzy i dla jej celów. (…) Jak wiadomo, wszelki despotyzm przeciwny jest zasadzie absolutyzmu ustawy, sprzeciwia się krępowaniu władzy karnej przez ustawę i chce, by sędzia był „wolny“ — ale tylko wolny w stosunku do ustawy, by stał ponad nią, jednak by nie był niezależny, i w ten sposób, by był odpowiedniem narzędziem władzy w walce politycznej.” (6) (s. 369-370). 

Przypomniał też autor, że Konstytucja marcowa ustanawiała w art. 105 wolność prasy:

„Poręcza się wolność prasy. Nie może być wprowadzona cenzura ani system koncesyjny na wydawanie druków. Nie może być odjęty dziennikom i drukom krajowym debit pocztowy, ani ograniczane ich rozpowszechnienie na obszarze Rzeczpospolitej. Ustawa osobna określi odpowiedzialność za nadużycie tej wolności”.

Glaser postulował wąskie i ścisłe traktowanie wszelkich przepisów ograniczających wolność prasy:

„o ile chodzi o stanowisko wobec prasy w Polsce, wykładnia odnośnych przepisów kodeksowych w odniesieniu do przejawów myśli w prasie powinna być jak najbardziej ścisła, — nigdy nie powinna być rozciągliwa, — a to z uwagi na gwarancję konstytucyjną, zawartą w art. 105, a poręczającą expressis verbis wolność prasy, i wykluczającą wszelką cenzurę. Ustawa konstytucyjna, jako ustawa wyższego rzędu, powinna być miarodajną i wytyczną przy stosowaniu prawa do tych wszystkich zagadnień, które sama rozstrzyga lub co do których się wypowiada. Tymczasem jakżeż chętnie zapomina się u nas w ostatnich czasach o tem prawie konstytucyjnem, uniemożliwiając wszelką, choćby najbardziej rzeczową i celową krytykę. Dochodzi nieraz do tego, że zbyt gorliwe organy cenzury, ustanowionej zresztą wbrew wyraźnemu zakazowi konstytucji, konfiskują artykuły, przychylnie się odnoszące do poczynań władzy, tylko dlatego, że ogłoszone zostały w prasie opozycyjnej.”.

W tym miejscu Glaser podał w przypisie ciekawą informację:

„Dziennik Wileński” z 1 grudnia 1933 r., Nr. 327, str. 2, doniósł, że w ostatnim numerze „Wspólnej Sprawy”, dwutygodniku wydawanym w Nieświeżu, ukazał się artykuł, skonfiskowany w poprzednim, a zwolniony przez Sąd Okręgowy w Nowogrodku. Jak się okazało, cała treść tego artykułu pochwalała współczesne rządy; cenzor jednak uważał, że chwalenie obecnego reżymu przez „obcy” organ prasowy, to chyba tylko kpiny”. 

W prasie codziennej

Pod tytułem „Wolność prasy” opisała gazeta „Głos Stolicy” z 21 marca 1926 r. (nr 12, R. 2) sprawę, jaką wytoczył redakcji Minister Spraw Wojskowych jednemu z reporterów gazety, za zdanie:

„M. S. Wojsk musi ciągle z kimś prowadzić wojnę, albo ze społeczeństwem, albo z prasą”. (7)

Redakcja pyta tam, wspominając o aresztowaniu red. Stpiczyńskiego i zachowaniu sędziego śledczego zakazującego zatrzymanemu kontaktu telefonicznego z kolegami:

„Na miły Bóg, panowie, gdzież ta wolność słowa? Czyż np. godne europejczyka było drakońskie zarządzenie sędziego, Caryori, który wyznaczył dziennikarzowi 5 tysięczną kaucję, by móc potem z dumą powiedzieć: zamknąłem prasę za kratki?”.

Redakcja napisała o przypadku konfiskaty pisma, które napisało o lokalnym komendancie policji – pisząc też, że we Lwowie konfiskaty są na porządku dziennym. W obronie prasy padło znów:

„gdzież ta wolność słowa? Źle jest rozumiana przez niektórych i źle też w życiu stosowana; „organy wykonawcze” powinny nareszcie zrozumieć, że prasa nie jest tym „rozsadnikiem kalumni”, ale jest tą jedyną dzisiaj siecią, wyławiającą osoby wrogie ojczyźnie, wrogie społeczeństwu, tępiącą te wszystkie anomalje, które bytu państwowemu zagrażają (…) niechaj wolność prasy nie będzie jedynie czczym frazesem”.

Wyrok uniewinniający dziennikarza miał być – zdaniem redakcji – porażką gen. Wł. Zagórskiego.

Kłopoty Mariana Lewina

O sprawach o zniesławienie na łamach prasy dowiemy się też z rubryk prasowych Jana Brzechwy. Marian Lewin, którego Brzechwa oznaczył w artykule „Wiadomości Literackich” jego pseudonimem – Jan Stanisław Mar, poza tym, że był jednym z założycieli ZAiKSu i że był autorem licznych utworów literackich (jak przypomniane przez Brzechwę w artykule „Łów” i „Kawalerowie księżyca”), pisał także felietony sądowe. W jednej z warszawskich gazet napisał historię, która jednak nie zdarzyła się w rzeczywistości:

Pewnego dnia, w poszukiwaniu tematu, wyssał sobie z palca historję o nieistniejącym Abusiu Cukrze, zamieszkałym w Pomiechówku i znanym rzekomo z przygód romantycznych. (…) Okazało się (…), że wymyślony Cukier istnieje naprawdę, że mieszka w Pomiechówku, tylko ma na imię nie Abuś, lecz Fajwel. Ten waśnie prawdziwy Fajwel Cukier przedstawił sądowi świadectwo trzech rabinów, którzy stwierdzili, że w całym Pomiechówku istnieje jeden jedyny człowiek o takim nazwisku, a zatem uszczypliwe aluzje feljetonisty jego jednego tylko mogły dotyczyć.” (8)

Dalej ciągnął Brzechwa, że

„(…) Fajwel Cukier oświadczył, że przypisane mu przygody romantyczne zburzyły dwie podstawy jego egzystencji: szczęście małżeńskie i kredyt handlowy. Gdy przed sądem okręgowym w Warszawie stanął siwobrody patrjarchalny kupiec w otoczeniu świadków swych nieszczęść, sąd ujął się za nim i skazał J. St. Mara na miesiąc aresztu.” (8)

Dopiero przed sądem apelacyjnym oskarżony wykazał, że nie wiedział o panu Cukrze, a wymyślił go jedynie, na co sąd go uniewinnił. Brzechwa kończy:

J. St. Mara uniewinniono, natomiast siwobrody kupiec wrócił złamany do Pomiechówka”. (8)

Brzechwa i J. St. Mar jednak skądinąd doskonale się znali, jako współzałożyciele ZAiKSu (Marian Lewin był nawet jego wiceprezesem) i jako warszawscy literaci. Lewin był także autorem broszury wydanej z okazji 10-lecia ZAiKSu w roku 1928. 

Relacja ta została zatytułowana przez Brzechwę „GORZKI CUKIER KŁAMSTWA”. W czasie okupacji hitlerowskiej Marian Lewin uczestniczył w akcji pomocy Żydom,

ukrywając ich w swoim mieszkaniu w Warszawie. Zadenuncjowany, został aresztowany przez gestapo i w 1942 roku zamordowany”. (9)

Ewa Fabian, adw., Gdańsk 12.05.2020

Tekst powstał w ramach grantu z NCN nr 2018/29/B/HS5/02729.

Przypisy

  1. Henryk Cederbaum (1863-1928), „Wolność słowa i pisma”, Warszawa 1929, s. 8.  
  2. „Gazeta Sądowa Warszawska” z 12 października 1936 r., R. 63, nr 41.
  3. Henryk Cederbaum (1863-1928), „Słowo i pismo wobec prawa”, Warszawa 1916.
  4. „Kilka uwag o państwie i opinji publicznej”, „Głos Prawa” kwiecień-maj 1932 r., R. 9, nr 4-5, s. 153-158.
  5. A. Lutwak, „Kilka uwag cywilnych o nowej Konstytucji”, „Głos Prawa” styczeń 1934 r., R. 11, nr 1, s. 3. 
  6. Stefan Glaser, „O wolność prasy”, „Głos Prawa” z 1934 r., nr 6, R. 11, s. 365-374.
  7. „Głos Stolicy” z 21 marca 1926 r., R. 2, nr 12.
  8. J. Lesman, Temida wśród Muz. Kronika Króla El Zaher Bibars, Szaliapin przeciwko Z.S.R.R., Gorzki cukier kłamstwa, Wiadomości Literackie z 21 kwietnia 1935 r. Nr 16 (596).
  9. https://zaiks100.pl/jan-stanislaw-mar/ Dostęp: marzec 2020.

 

 

 

Artykuł dotyczący działalności prawniczej Jana Brzechwy w Edukacji Prawniczej

„Dancing w restauracji „Oaza”” – fot. niedatowana, Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygnatura 3/1/0/8/7117

Ukazał się nowy numer Edukacji Prawniczej (Nr 2 2019/2020), gdzie opublikowano dłuższy artykuł na temat działalności prawniczej Jana Brzechwy.(1) Artykuł ujmuje prawniczą stronę spuścizny po Brzechwie znanym raczej z literatury, przedstawiając zagadnienie z perspektywy kultury prawnej, w szczególności w kontekście działalności autora na rzecz pogłębiania wiedzy o prawie autorskim.

W duchu krzewienia wiedzy o prawie autorskim napisany został przez Jana Brzechwę komentarz do prawa autorskiego, który nie doczekał się wydania. Wydawnictwo, w którym komentarz został złożony do druku (Wydawnictwo Arcta w Warszawie) spłonęło na początku wojny w 1939 r. Jednak po śmierci Jana Brzechwy ukazał się artykuł poświęcony w całości temu komentarzowi. Potwierdza on między innymi, że zaginiony komentarz zachował się po wojnie i był wykorzystywany przez wiele lat przez polskich prawników. W artykule omówiono publikację poświęconą komentarzowi Jana Brzechwy, jak również broszurę autora o Konwencji berneńskiej, równie trudno dostępną.

https://www.edukacjaprawnicza.pl/edukacja-prawnicza-nr-2-20192020/

*Fotografia z Narodowego Archiwum Cyfrowego przedstawia warszawską kawiarnię z okresu międzywojennego, przeciwko której ZAiKS prowadził jeden z procesów o zapłatę wynagrodzeń autorskich.

(1) E. Fabian, W słowach i czynach – prawnik Jan Brzechwa jako krzewiciel kultury prawnej [in] Edukacja Prawnicza No. 2 (176), s. 34-43

Jan Brzechwa a sprawa polskich kolonii

For the English version -> please scroll down

inż. Z. Dunin-Marcinkiewicz, Plastyczny wykres przynależności Pomorza w ciągu minionych wieków, 1931 r.
inż. Z. Dunin-Marcinkiewicz, Plastyczny wykres przynależności Pomorza w ciągu minionych wieków, 1931 r.

Co ma wspólnego Jan Brzechwa ze sprawą polskich kolonii?

Badając dorobek Jana Brzechwy, znanego przed wojną także jako adwokat Jan Lesman, natknąć się można na artykuł zamieszczony w Wiadomościach Literackich z sierpnia 1931 r. pt. „O poszanowanie prawa autorskiego”.

Styl, jakiego Brzechwa użył tam do opisywania prawa autorskiego na świecie, różni się jednak od tego, do którego autor przyzwyczaił czytelników w swoich innych publikacjach. Artykuł kończy się zdaniem: Przestępstwo popełniono, a ubieranie pospolitego korsarstwa w togę katońską musi każdego obiektywnego obserwatora napełnić niesmakiem”.(1)

Co tak rozzłościło słynnego warszawskiego specjalistę od prawa autorskiego?

Propaganda Ligi Morskiej i Kolonialnej

Liga Morska i Kolonialna była organizacją społeczną zajmującą się sprawami dróg morskich, floty, a w okresie międzywojennym także sprawą możliwości pozyskania przez Polskę zamorskich kolonii. Na jej czele od 1930 r. stał gen. Gustaw Orlicz-Dreszer. Organizacja zajmowała się także działalnością propagandową, m.in. kwestią ograniczonego terytoralnie w okresie międzywojennym dostępu Polski do Morza Bałtyckiego.

W czerwcu 1931 r. w najpoczytniejszym dzienniku RP, krakowskim Ilustrowanym Kuryerze Codziennym”, znalazł się artykuł dotyczący polskiego Pomorza napisany w kontrze do stanowisk naukowców niemieckich. Został on napisany językiem propagandowym, dowodząc polskości Pomorza w sposób niepogłębiony, ale zdecydowany i wołający o szeroki odzew. W artykule znalazły się dwie grafiki: mapa Pomorza z roku 1921, wskazująca miejsce przebiegania granic Wolnego Miasta Gdańska, Prus Wschodnich, Niemiec i Polski, a także oś czasu, zaznaczająca okresy, podczas których Pomorze znajdowało się pod rządami konkurujących o nie państw, pt. „Plastyczny wykres przynależności Pomorza w ciągu minionych wieków”.(2) 

Prawa autorskie a realia społeczne

Miesiąc później wybuchła w Polsce ogólnokrajowa afera o prawa autorskie do materiałów propagandowych. Okazało się bowiem, że materiały opublikowane przez Ilustrowany Kurier Codzienny w czerwcu 1931 r. zostały nadesłane redakcji przez Ligę Morską i Kolonialną, ale redakcja nie otrzymała wyraźnego zezwolenia wydawcy tych materiałów ani ich autora na bezpośredni przedruk. Przedrukowane materiały zostały ponadto najprawdopodobniej zmodyfikowane tak, aby nazwisko pierwotnego autora usunąć z kopiowanych grafik. Liga Morska i Kolonialna wystosowała zatem do Ilustrowanego Kuriera Codziennego napisane suchym językiem prawniczym wezwanie do zapłaty za dokonane naruszenie praw autorskich.

Choć dziś może takie pismo przeszłoby bez echa, w roku 1931 sprawa przybrała dość nieoczekiwany obrót. Redakcja dziennika wpadła w oburzenie i na pierwszych trzech stronach wydania z 27 lipca 1931 r. opublikowała wezwanie do zapłaty, piętnując wszystkie osoby na nim podpisane, a także wytykając praktyki warszawskich organizacji społecznych, które, zdaniem redakcji, nadużywały haseł patriotycznych dla zysku. Redakcja wezwała społeczeństwo do ogólnopolskiego bojkotu Ligi Morskiej i Kolonialnej, a rząd do natychmiastowej interwencji i zaprzestania subwencjonowania tej organizacji. W artykule nie zacytowano zresztą wezwania do zapłaty tak po prostu, ale umieszczono w nim znaki zapytania i wykrzykniki przy każdej żądanej kwocie, przy niemal każdym terminie prawniczym (jak odszkodowanie i pokutne), a nawet przy stopniu wojskowym sekretarza Ligi podpisanego na wezwaniu. Tłumacząc swój przedruk grafiki, redakcja podała, że notabene broszurka i grafikony bynajmniej nie były rewelacjami, tylko prymitywami”, a tekst podzielony jest śródtytułami o treści „Wstyd!”, „Jaskrawy dowód niedojrzałości społecznej”, „Rachunek, który jest skandalem” i „Społeczeństwo musi zareagować”.(3)  

Społeczeństwo zareagowało

Tekst Ilustrowanego Kuryera Codziennego wywołał spodziewaną reakcję. Sprawa była opisywana na łamach m.in. prasy wojskowej, ze względu na osobę prezesa, gen. Orlicz-Dreszera. On sam zapewniał w listach do redakcji czasopism warszawskich, że „wystąpi na drogę honorową” (czytaj: pojedynek), a także miał złożyć mandat prezesa (chyba nie doszło to do skutku, gdyż przewodził Lidze aż do śmierci w tragicznym wypadku lotniczym w roku 1936).

Prasa broniła generała, który miał nie wiedzieć o wezwaniu do zapłaty i nie był na nim podpisany. Rezygnacje z zarządu złożyli wszyscy podpisani na wezwaniu do zapłaty, ale ich nie przyjęto z powodu prowadzonego sporu. Sprawa trafiła również do sądu, z czego redakcja Ilustrowanego Kuriera Codzinnego miała się, jak napisała, bardzo ucieszyć.(4) Z treści doniesień dziennika wynika, że większość polskiej prasy przychyliła się do hasła, że za działalność społeczną i patriotyczną nie powinno się żądać wynagrodzeń autorskich. Losy organizacji pracującej nad sprawą polskich kolonii zamorskich stanęły pod znakiem zapytania.

Apel Jana Brzechwy o poszanowanie praw

Wracając do artykułu „O poszanowanie prawa autorskiego” Jana Brzechwy (podpisanego jeszcze wówczas pod artykułem swoim pierwotnym nazwiskiem, Jan Lesman), można zrozumieć oburzenie autora na stan świadomości polskiego społeczeństwa o uprawnieniach przysługującym autorom. Argumentem koronnym wobec osób nieliczących się z ochroną autora do dziś często bywa prawo karne i właśnie po ten argument sięgnął Brzechwa w swojej dość obszernej polemice. Opisał tam, że naruszenie praw autorskich jest przestępstwem we Francji, Austrii, Norwegii, Włoszech, Portugalii, Czechosłowacji i Liberii, przytaczając właściwe przepisy. Napisał, że orzecznictwo francuskie pochodzące już z XIX w. potwierdzało, że przedruk bez podania autora narusza prawa autorskie, a wyrok z Besancon z 1902 r. potwierdził, że materiały nadesłane redakcji stają się jej własnością jako fizyczne egzemparze, ale już nie w zakresie zawartej w nich treści.  

Dziś przesądzanie o popełnieniu przez kogoś przestępstwa na łamach prasy nie zdarza się zbyt często, a jeśli się zdarzy, zwykle kończy się w sądzie. Jednak w swoim tekście z 1931 r. Jan Brzechwa napisał bez wahania: „czyn I.K.C. skupia w sobie najistotniejsze i najcięższe cechy przestępstwa przeciwko prawu autorskiemu. Przedruk bowiem nastąpił bez wiedzy i zezwolenia autora z usunięciem jego nazwiska i w celach zysku”.(1)  Dla Jana Brzechwy argumenty o interesie społecznym nie były przekonujące, gdyż nikt nie wymagał nieodpłatnej służby ani, jak wyliczył, od duchowieństwa, członków parlamentu, ani też od pisarzy patriotycznych jak „Żeromski, Świętochowski i Sieroszewski”. Wyjątki od wyłączności praw autorskich Jan Brzechwa rozumiał wąsko, podkreślał obowiązek podawania twórcy i źródła zapożyczenia, a także autorskie prawa osobiste, zwane w międzywojniu jeszcze moralnymi i duchowymi.  

Z tekstu Jana Brzechwy przebija oburzenie polskiej elity intelektualnej, która wiernie subskrybowała „Wiadomości Literackie”, na brak zrozumienia w polskim społeczeństwie praw własności intelektualnej i wiodącej roli Polski w procesie rozwoju tej dziedziny prawa na świecie. W okresie międzywojennym świeżo odrodzona Polska miała jedno z najnowocześniejszych ustawodawstw autorskich na świecie, od początku przystępując do konwencji berneńskiej i dość szybko nowelizując prawo krajowe w tym obszarze. Ważną rolę w ochronie praw autorów pełniły też organizacje, takie jak powstały w 1918 r. ZAiKS, którego jednym z założycieli był właśnie Jan Brzechwa. 

Odwieczny spór

Sprawa Ligi Morskiej i Kolonialnej przeciwko Ilustrowanemu Kuryerowi Codziennemu jest świetnym przykładem trwającego od wielu wieków sporu o to, jak powinniśmy chronić twórczość intelektualną. Często zdarza się, że roszczenia na tle naruszenia praw autorskich przynoszą efekt przeciwny do zamierzonego, a nawet dodatkowo szkodzą autorowi. Z drugiej strony, nadmierne egzekwowanie tych praw może skończyć się tragedią (słynna sprawa samobójstwa dwudziestosześcioletniego Aarona Swartza oskarżonego o przestępstwo za naruszenie praw autorskich do artykułów naukowych zgromadzonych na platformie JSTOR).

Dla Ligi Morskiej i Kolonialnej sprawa zakończyła się pomyślnie – nie tylko sama organizacja nabrała rozpędu, ale cztery lata później miała na łamach I.K.C. własny dodatek, „Kuryer Morski i Kolonjalny”.(5) Mogło jednak zakończyć się to inaczej, gdyż nagonka rozpętana w odpowiedzi na te standardowe przecież roszczenia za naruszenie praw autorskich przez redakcję dziennika była zdecydowanie nieproporcjonalna i mogła wymknąć się spod kontroli, choćby podczas zapowiadanego przez gen. Orlicz-Dreszera pojedynku. 

W dobie internetu, którego zmarły w roku 1966 Jan Brzechwa nie doczekał, pytania o właściwy kształt ochrony praw autorskich i niezbędnych dla dobra interesu społecznego wyjątków pozostają aktualne. Możliwy dziś jest jeszcze większy zasięg, niż miał przed wojną krakowski „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, a więc i konsekwencje działań mogą być jeszcze bardziej trudne do przewidzenia. Dlatego tak ważne jest zrozumienie przez prawników realiów współczesnego świata.  

Ewa Fabian, adw., Gdańsk 26.03.2020

Tekst powstał w ramach grantu z NCN nr 2018/29/B/HS5/02729.

Przypisy

(1) Jan Lesman, O poszanowanie prawa autorskiego, Wiadomości Literackie z 16 sierpnia 1931 r. Nr 33 (398).

(2) Odwiecznie polskie Pomorze mimo niemieckiego najazdu było i jest polskiem, Ilustrowany Kuryer Codzienny 1931, nr 176 (28 VI) s. 2-3.

(3) „Obrona polskiego Pomorza” za… 9.711 zł. Skandaliczna wyprawa warszawskiej Ligi Morskiej i Kolonjalnej…po flotę i kokosy, Ilustrowany Kuryer Codzienny 1931, nr 205 (27 VII) s. 1-3.

(4) Propaganda Pomorza – Liga Morska i Kolonjalna i odgłos artykułu „IKC”, Ilustrowany Kuryer Codzienny 1931, nr 211 (2 VIII) s. 4.

(5) M. A. Kowalski, Polskie postulaty kolonialne na łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” [w:] A. Malewska Szałygin, M. Radkowska-Walkowicz, Antropolog wobec współczesności, Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UW 2010, s. 340-341, http://cyfrowaetnografia.pl/Content/4651.

 

 

 

***

inż. Z. Dunin-Marcinkiewicz, Plastyczny wykres przynależności Pomorza w ciągu minionych wieków, 1931 r.
Z. Dunin-Marcinkiewicz, engineer, a graphic depicting Pomerania’s belonging to states over the past centuries, 1931

What does Jan Brzechwa have to do with the Polish colonies?

While studying the achievements of Jan Brzechwa, also known before the war as Jan Lesman, attorney-at-law, one can come across an article in „Wiadomosci Literackie” (Literary News) of August 1931 entitled „For respect of copyright”.

The style Brzechwa used to describe copyright around the world in that article differs, however, from the one the author usually used in his other publications. It ends with the sentence: „The crime was committed, and dressing common piracy in the gown of Cato [Polish idiom describing stern lecturing] must fill every objective observer with disgust”.(1)

What made the famous Warsaw copyright specialist so angry?

Maritime and Colonial League Propaganda

The Maritime and Colonial League (Liga Morska i Kolonialna) was a social organization dealing with matters of sea routes, fleets, and, in the interwar period, also the possibility of Poland acquiring any overseas colonies. It was headed by general Gustaw Orlicz-Dreszer since 1930. The organization also dealt with propaganda activities, including the issue of territorially limited access to the Baltic Sea that Poland had in the interwar period.

In June 1931, the most-read Polish daily newspaper, Krakow’s Ilustrowany Kuryer Codzienny” („Illustrated Daily Courier”), featured an article about Polish Pomerania written in opposition to the positions of German scientists. It was written in the language of propaganda, proving the Polishness of Pomerania in a rather shallow but decisive way and calling for a broad reaction. The article contains two graphics: a map of Pomerania from 1921, indicating the location of the borders of the Free City of Gdansk, East Prussia, Germany and Poland, as well as a timeline indicating the periods during which Pomerania was under the rule of the competing states, entitled „graphic depicting Pomerania’s belonging to states over the past centuries”.(2) 

Copyright and Social Reality

A month later, a national scandal broke out in Poland over copyright for the propaganda materials. It turned out that the materials published by the Illustrated Daily Courier in June 1931 were sent to the editors by the Maritime and Colonial League, but the editors did not receive any explicit permission of the publisher of these materials or their author for a direct reprint. Furthermore, the reprinted materials were most likely modified to remove the original author’s name from the copied graphics. Therefore, the Maritime and Colonial League issued a dry legal request to the Illustrated Daily Courier to pay for copyright infringement.

Although today such a letter might have gone unnoticed, in 1931 the case took a rather unexpected turn. The editors of the journal were outraged and on the first three pages of the July 27, 1931 edition published the request for payment they received, stigmatizing all who were signed on it, as well as pointing out the practices of Warsaw social organizations, which, according to the editors, abused patriotic slogans for profit. The editors called for a nationwide boycott of the Maritime and Colonial League, and the government to immediately intervene and stop subsidizing this organization. The article did not quote the payment request simply, but contained question marks and exclamation marks at every amount requested, at almost every legal term (such as compensation and penal payment („pokutne”)), and even at the rank of a league secretary signed on the request. When explaining their reprint of graphics, the editors stated that „by the way, the brochure and graphics were not revelations, but primitives,” and the text is divided with headings such as: „Shame!”, „Bright proof of social immaturity”, „Bill, which is a scandal” and „Society must respond.”(3)

Society Responded

The text of the „Illustrated Daily Courier” brought the expected reaction. The case was described in military press, due to the person of the League’s president, General Orlicz-Dreszer. He himself assured in letters to the editors of Warsaw magazines that he would „defend his honor” (read: duel), and also resign (probably it did not happen, because he led the League until his death in a tragic aircraft accident in 1936).

The press defended the general who was not to know about the payment request and was not signed on it. Resignation from the board was made by all the signatories on the payment request, but they were not accepted because of the dispute. The case also went to court, because of which the editors of the Illustrated Daily Courier were, as they wrote, very pleased.(4) According to the news reports, most of the interwar Polish press supported the position that social and patriotic activities should not create grounds for copyright infringement requests for payment. The fate of the organization working on the issue of potential Polish overseas colonies has been called into question.

Jan Brzechwa’s Appeal For Respect of Rights

Returning to the article 'For respect of copyright’ by Jan Brzechwa (signed at the time under the article with his original name, Jan Lesman), one can understand the author’s indignation at the state of Polish society’s lack of awareness of the author’s rights. To this day, the crown argument for those who do not care about the author’s protection is often criminal law, and Brzechwa used this argument in his rather extensive polemic. He described that copyright infringement was a criminal offense in France, Austria, Norway, Italy, Portugal, Czechoslovakia and Liberia, citing the relevant provisions. He wrote that French jurisprudence dating back to the 19th century confirmed that the reprint without the author’s permission infringed copyright, and the Besancon judgment of 1902 confirmed that the materials sent to the editors became their property as physical items, but not with respect to their content.

Today, deciding about someone committing a crime in the press does not happen very often, and, if it happens, it usually ends in court. However, in his 1931 text, Jan Brzechwa wrote without hesitation: „act committed by the Illustrated Daily Courier brings together the most important and the most serious features of a crime against copyright. Reprinting took place without the author’s knowledge and permission, with the removal of his name and for profit. „(1) For Jan Brzechwa, the arguments about the public interest were not convincing, because no one required free service, as he points out, from the clergy, members of parliament or from patriotic writers such as „Żeromski, Świętochowski and Sieroszewski”. Jan Brzechwa interpreted the exceptions of copyright protection narrowly, emphasized the obligation to indicate the author and the source of the borrowed work, as well as the personal rights, which were still called moral or „spiritual” in the interwar period.

What can be seen from the text written by Jan Brzechwa is the outrage of the Polish intellectual elite, which faithfully subscribed to „Literary News”, at the lack of understanding in Polish society of intellectual property rights and of Poland’s leading role in the development of this area of law at the time. In the interwar period, the newly reborn Poland had one of the most modern copyright laws in the world, from the beginning acceding to the Berne Convention and quite quickly amending national law in this area. Organizations such as ZAiKS, founded in 1918, of which Jan Brzechwa was one of the founders, also played an important role in protecting authors’ rights.

A Long-Established Dispute

The case of the Maritime and Colonial League against the „Illustrated Daily Courier” is a great example of the long-established dispute about how we should protect intellectual property. It often happens that claims based on copyright infringement are counterproductive and even further harm the author. Excessive enforcement of these rights can even end in a tragedy (the famous case of suicide of 26-year-old Aaron Swartz accused of a crime of copyright infringement related to scientific articles collected on the JSTOR platform).

For the Maritime and Colonial League, the case ended favorably – not only did the organization gain momentum, but four years later it published its own addition, „Maritime and Colonial Courier”, in the Illustrated Daily Courier.(5) It could have ended differently, however, because the campaign unleashed in response to claims for copyright infringement (after all, quite up to standard) by the editors of the Illustrated Daily Courier was definitely disproportionate and could get out of control, if not elsewhere, then during the duel announced by General Orlicz-Dreszer.

In the era of the Internet – which Jan Brzechwa did not experience, having died in 1966 – questions about the right shape of copyright protection and exceptions necessary for the public interest remain valid. Even greater scale is possible today than was possible before the war, at the time of Krakow’s Illustrated Daily Courier, and the social impact of the media may be even more difficult to predict. That is why lawyers should understand the realities of the modern world.

Ewa Fabian, attorney-at-law, Gdansk March 26, 2020

This text was prepared under the public grant from the Polish National Science Center, NCN nr 2018/29/B/HS5/02729.

References

(1) Jan Lesman, O poszanowanie prawa autorskiego, Wiadomości Literackie 16 August 1931 No. 33 (398).

(2) Odwiecznie polskie Pomorze mimo niemieckiego najazdu było i jest polskiem, Ilustrowany Kuryer Codzienny 1931, No. 176 (28 VI) p. 2-3.

(3) „Obrona polskiego Pomorza” za… 9.711 zł. Skandaliczna wyprawa warszawskiej Ligi Morskiej i Kolonjalnej…po flotę i kokosy, Ilustrowany Kuryer Codzienny 1931, No. 205 (27 VII) p. 1-3.

(4) Propaganda Pomorza – Liga Morska i Kolonjalna i odgłos artykułu „IKC”, Ilustrowany Kuryer Codzienny 1931, No. 211 (2 VIII) p. 4.

(5) M. A. Kowalski, Polskie postulaty kolonialne na łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” [in:] A. Malewska Szałygin, M. Radkowska-Walkowicz, Antropolog wobec współczesności, Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UW 2010, p.340-341, http://cyfrowaetnografia.pl/Content/4651.